Asset Publisher Asset Publisher

Jubileusz 25 - lecia na stanowisku nadleśniczego – wywiad z Ireneuszem Bojanowskim

W związku z jubileuszem 25-lecia piastowania stanowiska nadleśniczego Nadleśnictwa Czersk przez Ireneusza Bojanowskiego, w dniu 21 września 2017 roku przeprowadziłem z nim wywiad:

Rafał Grabanski:  - Pytanie na „dzień dobry” – 25 lat to dużo, czy mało?

Ireneusz Bojanowski : - Dla mnie to szmat czasu, to jest bardzo długi okres, chociaż przez te 25 lat tyle się działo w  lasach, że ten czas bardzo szybko zleciał.

R.G. :  - Jak wyglądało pana dzieciństwo, czy ma pan leśne „korzenie”, kontynuuje pan tradycje rodzinną?

I.B.: - Mój ojciec był leśniczym w leśnictwie Młynek, niedaleko – w Nadleśnictwie Laska (dzisiejsze Nadleśnictwo Przymuszewo – przyp.R.G.). Przez 30 lat mieszkałem z rodzicami w tym leśnictwie. Brat również był leśniczym w leśnictwie Warszyn w Nadleśnictwie Laska, później Przymuszewo. W końcu i ja też trafiłem do leśnictwa. Mogę powiedzieć, że to jest już tradycja dwóch pokoleń, a nawet trzech, bowiem córka też pracuje w lasach. Leśnictwo jest głęboko zakorzenione w naszej rodzinie, bo żona również pracuje w nadleśnictwie.

R.G.: - Jaka była pańska droga do leśnictwa, do zostania leśnikiem? Czy naciskał ojciec, czy czuł pan „powołanie” do leśnictwa?

I.B.: Wychowywałem się w leśniczówce „zabitej dechami”, w środku lasu – do sklepu było 6km, do szkoły podstawowej 7km. Podobało mi się życie w lesie, podobała mi się praca ojca, sam w szkole podstawowej pracowałem przy odnowieniach lasu, była okazja zarobić jakieś pieniążki. Z czasem starszy ode mnie o 3 lata brat poszedł do technikum leśnego, ja też postanowiłem pójść do szkoły leśnej. Po ukończeniu technikum poszedłem na studia. Miałem uraz do Poznania, sam nie wiem dlaczego i do dziś nie potrafię sobie tego wytłumaczyć, więc poszedłem do SGGW w Warszawie. Skończyłem studia i przyszedł czas na pracę. Okres rozpoczęcia pracy , jak pamiętam był dość intensywny. Zaraz po skończeniu studiów otrzymałem ofertę pracy w Nadleśnictwie Osie. Planowałem , ze przejmę leśnictwo po ojcu, ale ówczesny naczelnik Gnaciński powiedział, że raczej nie dostanę tego leśnictwa – nie wiem, czym się kierował - i powinienem podjąć pracę w innym nadleśnictwie. Jak już wspomniałem otrzymałem propozycję – pierwszą i jedyną, więc pojechałem, zobaczyłem i podjąłem pracę w Osiu. Przechodziłem przez różne stanowiska. Zaczynałem od stażu, który mi skrócono, następnie byłem adiunktem, potem nadleśniczym terenowym – byłem nadleśniczym terenowym kolejno na wszystkich trzech obrębach. Wspominam ten czas z przyjemnością. Ostatnim obrębem był obręb sarnia Góra. Pracowałem z przedwcześnie zmarłym  nadleśniczym -  Jerzym Kołaczem. Był strasznym raptusem, ale jednocześnie człowiekiem dającym dużą swobodę działania, przy tym wszystkim bardzo wymagającym przełożonym. Dzięki niemu dostałem dobrą szkołę pracy terenowej w lesie.

R.G. : - Z czym kojarzy się panu data 1 październik 1992 roku?

I.B. : - Mi bardziej w pamięci utkwił ostatni dzień września 1992 roku. W tym dniu otrzymałem telefon od Janusza Kaczmarka, który już objął stanowisko dyrektora Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Toruniu. Poprosił mnie, żebym do niego przyjechał – daleko nie miałem, bo razem pracowaliśmy w Nadleśnictwie Osie. Na spotkaniu otrzymałem propozycję objęcia stanowiska nadleśniczego Nadleśnictwa Czersk. Dla mnie było to zaskoczenie, bo nie spodziewałem się tak szybkiej propozycji i poprosiłem o kilka dni na zastanowienie.- dostałem jeden dzień, albo przyjmuje albo nie. Po powrocie do domu sporo myślałem, noc też była zarwana, bo wiedziałem z czym wiąże się takie stanowisko. Po przemyśleniu przyjąłem propozycję, następnego dnia pojechałem do dyrektora i wyraziłem zgodę na przyjęcie tego stanowiska.

R.G.: - Jak wspomina pierwszy dzień w nowym miejscu pracy – w Nadleśnictwie Czersk?

I.B: - To co zastałem w Czersku pierwszego dnia, było dla mnie niespodzianką, bo w Osiu pracowało 120-130 pracowników, mimo porównywalnej do Czerska wielkości, a tu wchodząc, zapoznając się ze strukturą nadleśnictwa, organizacją dowiedziałem się, że pracuje 240 ludzi! Najbardziej przeraziły mnie trzy rzeczy w nadleśnictwie: pierwsze – to grupa remontowa, która liczyła ok. 20 osób i dwóch, czy trzech kierowników grupy; drugie – transport, gdzie było dużo ciągników, samochodów ciężarowych, dużo pracowników i również trzech kierowników. Trzecie, to gdy poszedłem na górę, do księgowości (dzisiejsza sala konferencyjna nadleśnictwa), gdzie siedziało 8 dziewczyn i jeszcze była wydzielona kasa. Nie spodziewałem się takiej ilości pracowników i nie ukrywam, że trochę mnie to przeraziła ilość pracowników w tych działach nadleśnictwa.

R.G. : - Objął pan stanowisko tuż po zmianach ustrojowych, wdrażał pan nową ustawę o lasach, tworzył pan Służbę Leśną nadleśnictwa, niektórzy poczuli się skrzywdzeni nowymi wymaganiami, choćby minimalnym wykształceniem średnim. Podejmować musiał pan niepopularne decyzje. Jak to wyglądało z pańskiej strony?

I.B : - To fakt, musiałem od podstaw tworzyć Służbę Leśną i przeorganizować nadleśnictwo, a poza tym po trzech miesiącach, od 1 stycznia 1993 roku powstało Nadleśnictwo Woziwoda i „zabrało” jeden obręb Czerskowi. Jednocześnie odejść musieli pracownicy i w mojej gestii było podjąć decyzje, kto przechodzi do Woziwody, a kto zostaje w Czersku. Oczywiście nie miałem dokładnego rozeznania o pracownikach, bo przez te 3 miesiące, które miałem do dyspozycji nie można poznać pracownika do końca. Tych, którzy mi podpowiadali było bardzo dużo, różne opinie, czasem zupełnie sprzeczne docierały do mnie, więc sam musiałem je wypośrodkować. Muszę powiedzieć, ze dużych pomyłek nie popełniłem, zostawiłem takie grono ludzi, którzy rzeczywiście chcieli pracować – przede wszystkim chcieli pracować i dobrze pracowali. Później nastąpiła jeszcze weryfikacja po latach pracy w Czersku i z niektórymi musieliśmy się rozstać.

R.G. : - Czy żałuje pan jakichś decyzji, myśli, że mógł zrobić inaczej – decyzji z tamtych czasów?

I.B. : -  Są pewne decyzje, głównie personalne, że mogłem postąpić trochę inaczej. Są to rzeczy nieodwracalne, których już nie da się wyprostować, zresztą z tymi ludźmi starałem się mieć cały czas kontakt i kiedy odchodzili z pracy, mówili, że rozumieją sytuację. Wiem, że pozostał żal, bo zawsze pozostaje żal w takich sytuacjach, ale starałem się każdemu wyperswadować dlaczego, podać konkretną przyczynę. Wydaje mi się, że to się udało, chociaż pewne pomyłki popełniłem, wiadomo, jak człowiek pracuje, zawsze zdarzają się jakieś pomyłki, niektóre wychodzą dopiero po czasie. Poza tym człowiek był wtedy jeszcze o wiele młodszy, bardziej energiczny pod względem podejmowania decyzji. Wiele decyzji podejmowało się bardzo szybko, trzeba było podejmować je szybko i nie było nawet czasu na zastanowienie, głębsze przemyślenie, ale czas pracy, jako nadleśniczy nauczył mnie jednej rzeczy – żeby pomimo wszystko nie podejmować decyzji z godziny na godzinę albo w krótkim czasie. W każdym przypadku, kiedy trzeba podjąć decyzję, jak to mówię, trzeba się przespać z nią, przemyśleć. Poza tym trzeba umieć słuchać pracownika, bo pracownik chce dobrze, a czasami nie potrafi tego umotywować, udowodnić, że on ma rację.  Wychodzę z założenia, że każdy pracownik , który przychodzi do mnie z problemem, powinien przyjść już z propozycją jego rozwiązania. Oczywiście ostateczną decyzję podejmuję ja. Co do pracy terenowej, to po wielu latach pracy mogę stwierdzić, iż decyzje moje były dobre, czego dowodem są piękne drzewostany, uprawy leśne, młodniki, czy też drzewostany w przebudowie oraz dobry stan infrastruktury.

R.G. : - Istnieją regulaminy, instrukcje, wymagania stanowiskowe, ale każdy kierownik jednostki ma swój obraz firmy taki, jak chce ją widzieć, jego sposób realizacji zadań zgodny z własnym planowaniem, który wprowadza przez lata tworząc swój styl zarządzania. Jak było to na początku? Czy udało się panu zrealizować swoją wizję pracy nadleśnictwa?

I.B.: - Istnienie regulaminów, instrukcji i zarządzeń w pewnym stopniu ogranicza nasze działania. Jednak w przypadku leśnictwa, żywego organizmu naszego środowiska , powinny to być ramowe zasady , bowiem niekiedy sytuacje wymagają pewnych odstępstw od wyliczonych teoretycznie tabelek. Cieszy fakt, iż nowe opracowania tych dokumentów idą właśnie w tym kierunku i dają dość dużą swobodę w działaniu leśnika. Każdy kierownik jednostki ma swoją wizję prowadzenia danej jednostki. Już na pierwszym spotkaniu z całą załogą nadleśnictwa , postawiłem przed pracownikami jasne kryteria naszej współpracy , to jest uczciwość, lojalność wobec przełożonego, trzeźwość. Z tym ostatnim na dziś nie ma problemu. Początek współpracy obfitował w różne niespodzianki, bowiem był to okres poznawania siebie i dyskretnej oceny pracy poszczególnych pracowników. Również i oni bardzo wnikliwie analizowali i komentowali moje decyzje. Na dzisiaj organizacja pracy polega przede wszystkim na partnerstwie, z pełnym poszanowaniem praw podwładnego i przełożonego. Oczywiście są w mojej gestii, ale najpierw oczekuję propozycji rozwiązania problemu przez pracownika, wraz z jej uzasadnieniem. Taki tok postępowania mobilizuje pracownika, a moja akceptacja jego zdania, daje mu satysfakcję. Jeżeli pracownik robi to, co lubi, będzie to robił na pewno dobrze. Ważnym elementem pracy jest sprawiedliwe i obiektywne podejście do nagradzania, ale również karania pracownika. Podejmując decyzje w tym temacie, opieram się na opinii 5-cio osobowej komisji oraz bezpośredniego przełożonego. . To też stwarza klimat obiektywności tych decyzji. Bardzo ważnym elementem organizacji pracy jest maksymalne wykorzystanie wiedzy i umiejętności danego pracownika, nałożenie na niego wykonalnych obowiązków, z daniem mu narzędzi i stworzenie warunków do ich wykonania. Powyższe zasady staram się stosować w naszym nadleśnictwie , a osiągane efekty potwierdzają ich słuszność. I na końcu mała, ale jakże ważna konkluzja: kiedy szef powinien odejść ze stanowiska? Wtedy, kiedy ma poniżej 50% poparcia załogi, ale także w przypadku 100% poparcia!

R.G.: - Jakie były pana najtrudniejsze chwile w ciągu tych 25 lat pracy na stanowisku nadleśniczego?

I.B. : - Pierwszy okres, to okres przyjścia tu do pracy, przejęcie tego nadleśnictwa. Był okresem trudnym, bo jednak trochę inaczej wyglądała gospodarka leśna w Czersku , niż w Osiu. Trochę byłem przyzwyczajony do innych metod pracy, ale to nie stwarzało mi trudności, bo jako nadleśniczy terenowy, rzeczywiście poznałem, jak powinno działać nadleśnictwo. Trudności sprawiały, tego nie ukrywam, sprawy ekonomiczne, finansowe, bo jako nadleśniczy terenowy nie miałem dużej styczności ze sprawami ekonomicznymi nadleśnictwa i to wymusiło na mnie pogłębienie wiedzy. Uczyłem się przez obserwacje, przez podglądanie, głównie przyglądanie się i poznawanie tajników tych różnych księgowań, różnych określeń, wyników finansowych. W ciągu dwóch lat udało mi się opanować i te zagadnienia. Poza tym miałem okres trudny, bo były jednostki, które miały może przerost ambicji, może chciały żeby trochę inaczej się działo w tym nadleśnictwie i robiły jak to się mawia „nie tak” Nie były lojalne w stosunku do mojej osoby, nawet dochodziło do tego, że ta osoba, czy te osoby, stanowiące wąskie grono chciały odwołania mnie ze stanowiska. To był trudny okres, bo i przychylność moich władz była trochę inna, ale jakoś udało się to przetrwać i już powoli zapominam o tych trudnych okresach. Trzeba żyć dalej, pracować dalej, tym bardziej, że teraz mamy co robić. Wymieniłem tylko dwa problemy, a było ich na pewno więcej, ale po to nas dyrektor powołał na to stanowisko, abyśmy rozwiązywali problemy na bieżąco, a nie użalali się nad własnym losem.

R.G. : - Było o trudnych chwilach, to może teraz o tych najlepszych, najradośniejszych?

I.B. : - To jest trudne pytanie, bo było ich na pewno kilka, takich fajnych chwil. Z takich bardzo radosnych, to między innymi, gdy załoga przyszła na 20-lecie mojej pracy z życzeniami, to było bardzo miłe. Również blisko rok temu badanie satysfakcji zawodowej pracowników (anonimowe) – ankieta wyszła bardzo dobrze w  stosunku do oceny współpracy z kierownictwem. To mnie utwierdziło w przekonaniu, że idziemy w dobrym kierunku i dobrze pracujemy. Poza tym na różnych spotkaniach, czy piknikach leśnych słyszę słowa wdzięczności, bardzo miłe. W tym miejscu wspomnę o współpracy z podmiotami zewnętrznymi, m. in. Ze strażami pożarnymi, szkołami, stowarzyszeniami, sołectwami. Ta praca daje mi bardzo dużo satysfakcji, a słowa wdzięczności napawają optymizmem na przyszłość. Również 22-letni okres w samorządach bardzo miło wspominam. Był to okres bogaty w wydarzenia i tu mogłem się spełniać w pracy na rzecz lokalnej społeczności. A efekty tej działalności? Zapraszam do gminy Czersk i sami je oceńcie.

R.G. : - Wróćmy do teraźniejszości – 11 sierpnia bieżącego roku. Jakie były pańskie odczucia po zobaczeniu skutków huraganu?

I.B. : - Szok, po pierwsze szok. Pierwsze telefony były zaraz po wichurze  z leśnictw Ostrowy i Okręglik. Meldowano mi, że zabudowania stoją, ale wokół lasu nie ma. Myślałem, że trochę przesadzają leśniczowie, chociaż wiało bardzo mocno, ale następnego dnia o 5 rano uruchomiłem już służby do uprzątania dróg. Pojechałem w teren i stwierdziłem co jest. Chociaż w większość miejsc nie dojechałem, drogi zawalone, po prostu katastrofa. Jeszcze wtedy nie miałem wyobrażenia, że jest to tak duża powierzchnia objęta totalnymi szkodami. Dopiero po udostępnieniu dróg stwierdziłem, że rzeczywiście jest to kataklizm.

R.G. : - Czy obawia się pan zadań związanych z pozyskaniem, ze sprzedażą drewna, porządkowaniem powierzchni, odnowieniem tych potężnych powierzchni? Mamy na dzień dzisiejszy oszacowane 5000 ha, to jest ogromna powierzchnia?

I.B. : - Samo pozyskanie mnie nie przeraża, są siły przerobowe. W tej chwili (21.09 przyp. R.G.) mamy pozyskane już około 50 tys. m sześciennych. Na ten rok planujemy pozyskać ok. 300 tys. m sześc. W sumie ok. 900 tys. m sześc. jest do pozyskania i do końca 2018 roku przewiduję jego zakończenie. Co mi spędza sen z powiek?  Uporządkowanie powierzchni, bo jest to ogrom prac i odnowienia, ale uważam, że przy dobrej organizacji pracy potrwa to 3-4 lata. Oby nie przyszedł następny kataklizm, bo jest to możliwe w zmieniających się warunkach pogodowych.

R.G. : - Niebawem emerytura, chociaż to niebawem, to jeszcze kilka lat, ale jak pan widzi siebie jako emeryta i trochę sentymentalnie, co chce pan po sobie zostawić w nadleśnictwie?

I.B. : - To znaczy to , co zrobiliśmy tutaj w nadleśnictwie, w okresie 25 lat. Jak ktoś jest dobrym obserwatorem, to widzi ile dróg wyremontowano, ile posadzono lasów, ile jest młodników i  to w dobrej kondycji. Wskaźnik procentowy poprawek obniżył się do 1-2%. To świadczy o bardzo dobrym wykonaniu odnowień i wysokiej jakości materiału sadzeniowego, wyprodukowanego z własnej szkółki. Przebudowaliśmy wiele  powierzchni monokultur sosnowych na drzewostany wielogatunkowe. Zwiększył się w nich udział gatunków liściastych, m.in. Db i Bk. Już w 2008 r. zakończyliśmy usuwanie azbestów z pokryć dachowych. Uregulowaliśmy gospodarkę ściekową poprzez budowę przydomowych oczyszczalni ścieków, czy też przyłączenie do kanalizacji gminnej. Również zmienił się wygląd leśniczówek, nadleśnictwa - to też widać. O tych rzeczach nawet nie bardzo chciałbym mówić, bo niech to każdy oceni w swoim sumieniu. Na emeryturę powiedziałem, ze przejdę w momencie jej przysługiwania, czyli za niecałe trzy lata, ale wobec tej sytuacji, jaka jest, jeśli zdrowie pozwoli, może jeszcze trochę popracuję, żeby to wszystko uporządkować i przekazać następcy. Jeżeli  zdrowie pozwoli i będę na tym stanowisku dalej, to chciałbym przekazać następcy dobry las, co prawda większość upraw, ale w dobrej kondycji. Co będę na emeryturze robił? Mam tyle zajęć, że nareszcie zajmę się pasjami – polowania, wędkarstwo i pszczoły.

R.G. : - Niedawno został pan dziadkiem, nieraz pan wspominał o chęci nim zostania. Jak to wpływa na pana życie, czy zmienia postrzeganie świata?

I.B. : - Wnuk dał mi wiele optymizmu. Kiedy patrzę na niego, widzę, że następne pokolenie rośnie, może to jest początek czwartego pokolenia leśników w rodzinie? Każde nowe życie daje wiele radości. W tym miejscu pojawiają się nowe zadania, cele na przyszłość , w życiu pojawiają się nowe wyzwania, a tym samym nabiera ono  jaśniejszych barw.

R.G. : - I tym optymistycznym akcentem zakończymy, a ja życzę panu, żeby przed emeryturą posadził pan ostanie drzewko na powierzchniach poklęskowych.

I.B. : - Mam nadzieję, ze tak się stanie. Dziękuję bardzo